Tyle się dzieje!
Nie wiem od czego zacząć... Leżę sobie już
właśnie w łóżku po meeeega długim pakowaniu. Ja na prawdę nadal nie
wiem, czy w ogóle wszystko mam... Limit bagażu głównego 23 kg, w moim 25
kg i nawet po wyciągnięciu jednego słoika mojego ulubionego miodu,
który tym razem kupiłam nowej rodzince, nadal 25 kg :/ Trzeba było więc
zrobić dogłębny przegląd KAŻDEGO worka próżniowego, powyjmować trochę
szmatek, jedne buty i może nie będę płacić za nadbagaż. To samo z
bagażem podręcznym. Limit 8 kg, a ja 10 kg. Ogólnie nie umiem się
pakować, muszę to stwierdzić...
Cały tydzień to bieganie po
sklepach za prezentami, wymianą pieniędzy, robieniem ostatnich zakupów,
wizytą u dentysty (bolało jak nigdy), ostatnimi pożegnaniami ze
znajomymi i rodziną, załatwianiem spraw w szkole, odebraniem wizy (tak dostałam ją :P) i tak w kółko. Ale
dałam radę, jutro wyjeżdżam.
Co do prezentów, nie wstawiam zdjęć, bo nie miałam nawet czasu zrobić... No ale dzieciom kupiłam koszulki reprezentacji Polski, bo grają w piłkę nożną. Wiem, jak to z naszymi piłkarzami bywa, ale to nie z ich względu je kupiłam ;) Chciałam, żeby był jakiś polski akcent. Po za tym dwie gry planszowe, bo bardzo lubią. Dla HM mam srebrną bransoletkę, a dla HF trzy mini polskie wódki, a co! W podziękowaniu za pomocne rady dla ich byłej au pair, a także właściwie 6-ego członka rodziny kupiłam srebrne kolczyki, Alicia mi doradziła ;) Oczywiście do tego milion naszych słodyczy: Wawel, Wedel, Tiki Taki itd.
Wylatuję w poniedziałek o 13:30.
Odprawa niestety zmusza mnie do wcześniejszej wizyty na lotnisku, więc
będę musiała być tam koło 9. Dlatego jadę już jutro, niedziela to szał
ciał w Warszawie, nocleg i rano Okęcie. Lecę 9h 10min bezpośrednio do
Nowego Jorku, z przesunięciem czasu o jakieś 6h, będę tam późnym
popołudniem. Tak, czeka mnie dłuższy dzień niż zwykle, zobaczymy jak to
wyjdzie w praniu. W NY mamy szkolenie przez 4 dni (wycieczka też nas
czeka :D) i 12-ego pociąg ze Stamford do Bostonu. Mam nadzieję, że nie
zagubię się tam i wsiądę do odpowiedniego pociągu ;)
Droga do szczęścia. :)
Jakoś
jeszcze nie mogę uwierzyć w to, że to JUŻ się dzieje. Nie miałam czasu
nawet tego wszystkiego przemyśleć, przygotować się mentalnie. Po prostu
wsiądę do tego samolotu i zaczynam nowe życie za oceanem. Ciekawa jestem
tego american dream, jak mi tam będzie, jak się odnajdę i w ogóle
wszystkiego! Jednocześnie nie mogę się tego doczekać i w końcu wiem, że
spełnię swoje największe marzenie! Nie da się tego opisać, to po prostu
trzeba przeżyć samemu.
Żegnam się z Polską, to już ostatni post z
mojej ojczyzny :P Jeśli przeżyję lot, to kolejny będzie już z NY.
Postaram się wrzucić jakieś zdjęcia, dopiero teraz ten blog nabierze
sensu! Wish me luck!
PS Właśnie dostałam maila od Alicii ze zdjęciami mojego pokoju, bo go wyremontowali. Nie mogła zdecydować się na kolor, więc jest cały biały. Zawsze chciałam taki mieć!!!!
xoxo,
Nie Ty jedna problem z pakowaniem miałaś!! Widzimy się jutro na lotnisku!! Do zobaczenia :*
OdpowiedzUsuń